wtorek, 27 lutego 2007

Melanż na dorosłość Karoliny i Groszka

W życiu każdego baleciarza, są takie imprezy które, albo coś kończą, albo coś rozpoczynają, bywa i tak, gdzie podczas jednej imprezy mamy i jedno, i drugie. Melanż na dorosłość Karoliny i Groszka, opisuje mi się niełatwo, bo w ich mniemaniu ta impreza roztwiera szereg możliwości 'dorosłości', a w moim mniemaniu zamyka, coś szkliście idealnego, a jednak bardzo kruchego.

Na bok emocje, w tłusty czwartek, pędząc do autobusu, a w łapach trzymając dwa tekturowe prostokąty na których ktoś uwiecznił Tomasza i Karolinkę, w kieszeni grzała się płyta wyposażona w dawkę muzyki, bez której ta biba nie mogła byc później okrzyczana hasłem 'kozak!', pomyślałem niech to będzie taka osiemnastka na której hamulcem może być tylko niemożność dźwignięcia się na nogi, niech procenty znowu pokażą na co je stać, niech DJ zagra hardcore vibes!

Przez serię zmagań z pogodą, trafiamy pod Lokomotywę 2 i w pięcioosobowej ekipie, pod bramą rozpracowujemy 0.5 Absolwenta, teoretycznie na trójkę, cała ta operacja trwa do 10 minut, po czym z płonącym oddechem i werwą wódy wchodzimy do lokalu, w dół schodami...

Lokomotywa 2 – onegdaj, przyszło Nam imprezować w imienniczym klubie, również na Wólczańskiej, wcześniej sama nazwa nie była zakończona dwójką, klub o wiele uboższy aparycją od poprzednika, kilka stołów 'ogródkowych', po prawo od otworu wjazdowego obsadzono DJ'ke, po fałszywej stronie centrum muzycznego rozciągał się długi bar prowadzący do pomieszczenia gdzie lokalizowała się szatnia oraz klozety, kolorystyka szara, bez żadnego klubowego makijażu, klub prosty, bez finezji.

Imprezę rozpoczynały mocne i szybkie drum'n'bass'owe uderzenia, które nie zachęciły szczególnie wspólnoty do fiesty na 'parkiecie', początek nie miał falstartu, party rozpoczynało się powoli i szło w dobrą stronę, i kiedy głośno zahuczała 'Pigułka', a Nasz trójka darła wokal pod instrumental (“Najsłynniejsza bania w Polsce...!!!”), to miało być to, bardziej zachęcającej inauguracji moje uszy dostać nie mogły, wtedy można było klubować się na śmierć.
Non-stop moje uszy delektowały się to 'House Baby', to 'Lalala Girl''Wonder'to innym afrodyzjakiempolskiejmuzykiklubowej, przechodząc do...

Hardcore Vibes – Dune, produkcja roku 95', szybki rave'owy numer, prze katowany przez naszą grupę w 6 remixach, król i lider – podrywający bezwzględnie Nas na każdej imprezie, weteran muzyczny, przy którym się pływa - nie tańczy.

...ryczeliśmy na pohybel tkanką i błonie gardła, skandując każdy wers, wkładając coraz więcej energii w nowe wejście, przy takiej okazji nie szło nie wypić, nie patrząc ile, wódką trzeba było przy pieczętować, melodyjność tego wokalu.
Gdzieś po tym z dwojga organizatorów została tylko Karolina, latająca po sali cykając foty, oraz uśmiechając się na nich najszczerzej jak potrafiła, Groszek utracił połączenie z dj'ką, parkietem, a na koniec z resztą towarzystwa, zasięgu szukał aż do późnego końca. Po drugiej próbie przejazdu przez niesympatyczną bramkę, gdzieś z pierwszą godziną piątku na parkiecie pozostała tylko Kasia, oraz parę osób mijających mnie przy wyjściu (w tej sytuacji), zamówiłem ostatni browarek, uporałem się z nim błyskawicznie, ale na parkiet już nie wstąpiłem, przyszedłcloseofthemelange.

Jeszcze raz głośne STOLAT!, których nie mogłem Wam śpiewać o północy, dla dwójki moich najlepszych przyjaciół, najlepsze najlepszego, z najlepszych możliwych!

Dzię-ku-jemy, dzię-ku-jemy!

Ewelince - za ostatnią wyborną impreze, w Twoim towarzystwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz