wtorek, 28 lutego 2006

Kwadrat Redaktora tego bloga

Mniej-więcej rok wstecz, dokładnie w tym samym miejscu i tego samego dnia tygodnia, odbyliśmy jeden z bardziej promilowanych melanży naszej pijackiej kariery. Mniej-więcej rok wstecz skład był w komplecie, trzy flaszki chronicznie urzędującego Absolwenta, zestaw kobiet i my centrum tego poruszenia, zapełniający kieliszki, nakręcający temat, umierający przy końcu. Najlepsze czasy A.R.T.D.

Sobota. Kwadrat Redaktora tego bloga, kilkanaście piwek, kilka softów, flaszka Groszkowo-Czeskiej wódki, magnetowid w pokoju gościnnym pokazuje 20:20, Jeżu, Lesio, Psycho Groch i Ja, pierwsze kieliszki wysoko, stłumiony brzdęk, rozpoczynamy.

Wraz z godziną 20:40, wódeczka została opróżniona w “Jeżym” tempie, opustoszały softy, nie jeden Lech Mocny trzasnął, każdy był spragniony czegoś jeszcze, jeszcze się odurzyć, więcej... 
Wtedy przyszły dziewczyny. Impreza przeniosła się do kuchni, ta biedna przesiąkła dymem i kaszlem, wtedy oto skusiłem się na ten zielony kurwiszczy specyfik, ponoć należy to palić, ale taki specjalista w tym temacie wie, palenie to mało, jeszcze należy łykać. Ten suchy wiórek ugrzęzł mi w gardle i dał o sobie znać przy drugim buchu, dostałem nie kontrolowanego ataku gruźlicowego kaszlu, permanentnie męczącego mnie przez około 20 minut. O mało przez to świństwo nie zabrudziłem porządnie dywanu. Reszta towarzystwa w tym czasie, kończyła to co ja zdążyłem rozpalić. 
Po okresie kuchennym większość wróciła do pokoju, po czym Jeżu o mal nie wgniótł mi szafy, Karolina nic nie czuła, śmiech Ewy był drugim tłem dźwiękowym, inna para urzędowała w kuchni, a ja brałem udział w Dismissed. Paręnaście minut w przód Jeżyk jakoś odłączył się od ogólnej rozrywki, część zaczęła masowo szamać mi z lodówki, a ja chlałem Lecha, cykałem zdjęcia i powolutku sprzątałem.

Banda wycofała się po dwunastej, mnie przyszło w trudzie wstawiać szklanki i kieliszki, na jedną z najwyższych półek w szafce, po tym morderczym jak dla mojego stanu fizycznego zadaniu, skierowałem się ku łóżku, i tam też melanż zakończyłem.

Klasykiem bym nie nazwał, za co z pewnością ubiegło roczny melanż został klasykiem, gdzie tkwił wobec tego mankament?

Pozdrowienia dla Tytanowej grupy, ogromu kobiet i fundatorowi “kosmicznego” materiału. Kometek.


"...więc polej, przechyl, powtórz..." - Finker

poniedziałek, 20 lutego 2006

WeAreBack!!!

WeAreBack!!!

To podobnie jak my, też wracamy, po dość długie abstynencji melanżowej podjęliśmy wspólnie decyzje że w ten weekend wybierzemy się w miasto. Padło na prestiżowy Cube

W sumie ustawka była 18.20, no w sumie, inaczej, teoretycznie była 18.20. Bo ja paręnaście minut po "ustawnej godzinie" siedziałem w Busie, który wiózł mnie do Aleksandrowa. Po szybkich piwkach, tramwaj linia 5, cała 6 osobowa ekipa na tyłach wagonu, liczyła ilość pozostałych przystanków do dawnego kina Świt, któremu teraz przypisano duży szyld z napisem "C".

Spójrz kilkanaście lini niżej "Waż do wejścia sięgał jakiś 10 metrów.", trafiamy we wnękę gdzie przy ostatniej imprezie stały tłumy, teraz cisza, jakieś wyrostki popijające ostatnie miarki wódki, wlewające w siebie resztki piwa, ale nie waliły tłumy, drąc się jeden przez drugiego, który to teraz ma wejść. Ewidentnie połowinki to nie były. Jest ryzyko - jest zabawa. Wchodzimy.

W przeciwieństwie do poprzedniego melanżu, na parkiecie nie było nikogo, a mojej percepcji coś mówiło: "-No, dość łatwo pozbyłeś się 12 złotych", pół godziny później było gorzej: "-Straciłeś 12 złotych". Panienek też nie było za bogato, a co ciekawsze były "narkolubne" i dawały Ci swój numer za 2 piguły.

Pozwoliłem sobie na obszerny rekonesans klubu (co w poprzedniej notce utrudniał trochę natłok ludzi), dwupiętrowe spore pomieszczenie, pięciobarowe, z wycentralizowanym stanowiskiem dj'a, wysuniętą płytko estradą, i wykafelkowanym parkietem. Imponująco wy marmurowe ściany pokrywają smużki wody, lokal jest ogrzewany, mimo iż atmosfera tam jest bardzo gorąca.

Uczucie starty finansowej minęło po zmianie dj'a, usłyszeliśmy głośne: “Hey Cube! Please bring some noise!”, po czym: Hands up!. Paręnaście sekund później na parkiecie byłem i ja. Jeżeli byłeś/byłaś, to skojarz człowieka który najbardziej komicznie tańczył, po prostu nie sposób pomylić. Pot pokrywał mnie jak kropli wody marmurowe filary klubu. Akustyka Cuba jest tak solidna że nie którzy z ekipy do dziś mają szumy w uszach, to Cie w takich chwilach napędza, i nawet takiego laika tańca jak ja ciężko powstrzymać.

Po wyjściu szybka ewaluacja, zasiedliśmy w taksówce pełni wyrzutów sumienia. Nasze zasoby finansowe starczyły wyłącznie na pokrycie trasy Kilińskiego – Żabieniec.
Było naprawdę nieźle, muzyka odpowiadała moim bardzo wybrednym uszom, nogi też ją polubiły, dziś łydki chorują na wysokie stężenie kwasu mlekowego w mięśniach. Pewnie byłoby ekstra gdyby nie brak mojego mistrzowskiego składu, gdzie byłeś Psycho Groszku, co robiłeś Nielacie, czemu nie piłeś z nami K**rze?

Pozdrowienia dla kobiet, dziś sto lat dla jednej z nich!

"...bitches, baloons, bacardi and weed..." -Julez Santana

poniedziałek, 6 lutego 2006

Nieletnikwadrat

Mój nieco oszroniony Fuji wskazywał krótką wskazówką blisko ósmej kreski, była 19:40, Ja, K**er i Asia. Czekamy na otwarcie pomieszczenia, które diametralnie zmieniło by naszą termikę zziębniętych ciał, kiedy płynność, brak problemów transakcyjnych, nabrała (niebezpiecznej) konsekwencji, coś musiało przyprawić nas o skoki ciśnienia, i tak porządnie wystudzić nasz zapał. Zawsze jest coś.

Wróćmy zegarowe 60 minut wstecz:

Nielat: - To co robimy?

Kwadrans po Nielatowym oświadczeniu - iż rzekomo jego kwadrat, przydatny w tę sobotnią noc jest na procentową konsumpcje - mieliśmy już 0,7L Absolwenta, pyszny pomarańczowy sok, malinowy syrop, oraz pikanter posiadóweczki Tabasco.

Udało się wraz z godziną 20.00 "Nieletnikwadrat", Ja i nóż, próbujemy rozinstalować felerną nakrętkę, która nie dawała dostępu do ognistego potoku. Wreszcie (!), zgodnie z chronologią: syrop malinowy, wódeczka, od 3 do (nawet) 8 kropel Tabasco, to zależało czy lubisz wściekłego jamniczka, czy zpienionego na pysku pit-bull'a.

Wściekła sobota, oraz prekursorzy a.r.t.d przy idei - jaka nieustannie łączy nas dobrym nastrojem, a późniejszymi komicznymi wspomnieniami - melanżu.


"...drugs, money, murder, sex..." - Danny Diablo