poniedziałek, 2 marca 2009

20 Urodziny Karolinki

Mam ochotę napisać notkę, i wreszcie mam na Nią chwilę czasu, to będzie długa notka, bo długo mnie tu nie było i choć o moim pamiętniku nigdy nie zapomniałem, to uczciwie nie mam na Niego czasu.

Pierwszą ofiarą mojego braku czasu, jest Fiat Cinqucento.
Na pewno miał swoje 5 minut nocnego życia, na pewno nie raz mógł narobić kilka lat problemów. 'Cienki' koloru srebro, poznał kilka osób, które w mniejszym i większym stopniu mordowały go. Poznał zapach Ginu Lubuskiego, którego pewnego wieczoru postanowiliśmy z Karolinką skosztować, koszta są spore, a najkorzystniej na drugi dzień to nie działa. Na pewno Cinqusek poznał strach tak samo jak ja, kiedy to jedną ręką prowadzony, gazik stanął mu w pion, mijając radiowóz policji, pewnie było tak samo kiedy widział już maskę na słupie, kiedy Gorzka-Żołądkowa lała się na ćwiartki. Trudno nie wspomnieć, o leciwym srebrnym pudełku, który przysporzył mi tyle doświadczeń jeśli o motoryzacje chodzi. Jednocześnie wozi ze sobą bagaż historii, rozsądniejszej i tej okrutnie głupiej, chcąc nie chcąc, nowi nabywcy jeżdżą samochodem które w pewnych kręgach jest uważany za legendę.

Drugą ofiarą jest Pih-Lukasyno-Fokus.
Jedna z brutalniej potraktowanych przez moje zabieganie impreza. Rzeszów, Lublin, nigdy nie byłem tam nawet przejazdem, tym razem byłem w tamtych hotelach, na mistrzowskich koncertach, a później do szóstej piłem z osobami, którzy stanowią dla mnie coś w rodzaju muzycznych autorytetów. Wszystko to zapewnił mi Groszek, musiałbym pisać trzy godziny o tym melanżu, przez dwie dziękować Tomkowi. Klasyk.

Numer trzy, to coś czego wstydzę się najbardziej.
20 Urodziny Karolinki.


Nie wiem jak napisać o tym, nie chciałbym robić zwykłego opisu, to była dla mnie naprawdę wyjątkowa balanga. Nie uwierzysz pamiętniczku 200 złotych w ciągu 6 godzin, na pewno też długo tego nie zapomnę, prawdziwe szaleństwo, kilka klubów, kilka stacji, kilka wódek, kilka wódek z colą, jeden dzień, jedna noc, znamy się już 10 lat, pieniądze wydawałem wtedy jakbym spluwał, chciałem pić, szaleć, tak się cieszyłem, że mogłem być częścią tego towarzystwa, noc za 10 lat przyjaźni. Na pewno wszystkiego najlepszego, chociaż wolę czyny od słów, jeśli chodzi o Ciebie. 100 lat, ale tak żeby zegar stanął Tobie na tej 20-stce. A więcej w sumie mogę powiedzieć Ci już jutro.

Cenię sobie treści tego bloga, gdziekolwiek nie przesunę listę mogę mieć dobry ubaw, zabawne, kiedyś gdybym mógł opisałbym nawet wyjście na browar, miałem taką mieszankę weny z chęciami, a nie miałem o czym pisać. To było z cztery lata temu, dziś na przemian miesza mi się melanż, z pracą, co tydzień jestem gdzieś tam - pije różne, różnorakie, czasami się nawet nie poznaję. I kiedy chce po melanżu napisać cokolwiek, kac zjada we mnie chęci. Wenę wypaliłem gdzieś wcześniej w blantach. Być może ten blog, pokazuje postępującego alkoholika w młodym wieku, ofiarę wypalenia talentu w który nigdy nie wierzyłem. Być może kiedyś to opublikują, a ja będę popijał wtedy Crystal Red i pociągał nosem po białych ścieżkach. Na każdym kroku, powtarzają rób to co kochasz, ja kocham melanż.

Do przeczytania po mojej dwudziestce.

'...daleko do rana, pije aż skonam, EKG linia pozioma, alkoholikom we wszystkich domach, aż skonam, EKG linia pozioma...' - Pih

niedziela, 4 stycznia 2009

Ja, Kania i Wietki

To był deszczowy grudniowy dzień, na krótko przed świętami. Ja, Kania i Wietki, totalnie beztroski początek, do tego pięknie opakowana wódka, kilkanaście minut czekania by ją spożyć, aż wreszcie pierwszy łyk i ten wyczuwalny, bezkompromisowy luz. Sobieskiego Grejpfrutowego było na początku pół i tyle z perspektywy pisania tej notatki powinno zostać, ale ta noc przecież była taka piękna. Z Kanią nie musiałem naradzać się długo co dalej, dwieście kroków, dwieście mililitrów i dwieście sekund do dna. Już mniejsza o tę ćwiartkę, bo ona w ostatecznym rozrachunku nie przełożyła by się na skale kataklizmu.

Alkohol wypijany na szybko to bomba zegarowa, ale nie zwykła atomówka, przy najmniej w moim przypadku, zadziałał jądrowo. 200ml Żurawinyzesłało mnie w lawinę czarnych dziur pamięci. Kto by pomyślał, że jeszcze będę miał ochotę na picie. '100ml poproszę Żurawiny'; 'Sok?'; 'Obojętnie'. Pewnie do chuja, że obojętnie, bo właściwie co w takich chwilach ma znaczenie, z tego co słyszałem ćwiartka zakotłowała mi w głowie do tego stopnia, że skala tych stopni wrzeszczała: 'DOŚĆ'. Karolinka fikała po schodach, kto by nie fikał po takich ilość, na takich obrotach wskazówek zegara. Jakiś diabeł usiadł Nam na rękach, i wlewał w Nas tą gorzałę, jakbyśmy pili antidotum na Nasze nieuleczalne choroby. Niech ktoś udostępni te filmy jak prowadzimy się po zatłoczonej Pietrynce, pokaże dzieciakom, jak Tatuś świętował zdawane egzaminy i wolne weekendy, niech żyją setki pod sok obojętny!

Opisał Wam bym wszystko, przecież wiecie jaki jestem szczerzy, nie wyciąłbym tu nic, wszystko wycięło się samo. Pamiętacie reklamówkę MTV o tym jak niektórzy różnie się prowadzą, czuję, że dostałbym tam ujęcie, jak błogo kimam na stojaka pod szatnią. Łódź-Kaliska mi nie sprzyja, tam jest za ciężkie powietrze, puszczono mnie w samopas mojej mega-alkoholowej jazdy i po raz pierwszy nie wiele więcej wiem, wiem, że do kilku manewrów już wcześniej się nie przyznawałem, jednak z konsekwencją i pomocą fali alkoholu sukcesywnie powtarzam, a teraz powtórzę to co na pewno wiem, do Kaliskiej owszem, ale tylko na pociąg.