czwartek, 28 czerwca 2007

Uniejów na długo popamięta ten weekend

Ostatnimi notkami mam problem ze wstępem, chociaż i zdarzają się takie gdzie nie bardzo jest co napisać w zakończeniu, nie sposób nie wspomnieć o tych gdzie kompletnie brak mi pomysłu na opisanie głównego wątku, gdyż w skali pozostałych wpisów zakrawałoby to na duplikat i trzeba na siłę główkować jak ocalić jakiś melanż, całe szczęście, że tym razem nad ostatnim nie będę musiał się kompletnie głowić...

Kiedy biały wysoki PKS Turek zajechał pod przystanek, a jego kierowca pobrał od Nas biletową wpłatę, zasiedliśmy na szarym końcu, mocnym chwytem złapaliśmy za butelki i powolutku 5,6% z brąz karafki Książęcych Browarów Tyskie wpływało w krwiobieg, z Nielatem mieliśmy tyle do opowiadania, iż czas podróży był właściwie nieodczuwalny, kiedy już minęliśmy miasto, przemierzyliśmy centrum, trafiając pod zieloną bramę, rzuciliśmy bagażami i wnet świsnęliśmy do sklepu: Nasza amunicja,dynamit - 0.5 Gorzka z miętką, i oręż 10 Tyskaczy, dwójka z pocisków nie mogła wytrzymać i wystrzeliła krótko po powrocie, poprzez kolację, przeszliśmy do wieczornego montażu semtex na Nasze białka, dajemy sporo czasu do wybuchu, w międzyczasie huczy muzyka, nie zapominamy o wspomnieniach które trzeba odświeżyć, do wymiany poglądów polityczny i społecznych, a ostatnie miarki przyspieszają zegary do wybuchu. 'Ja już tej ostatniej nie pije' – oświadczenie Nielata, było chyba lękiem przed siłą rażenia tego procentowego trój nitrotoluenu; 'Proszę Piotr, ostatnia, nic nie może zostać'; obyło się bez ambitnego toastu 'Zdrowie!' i trzasnęliśmy, to odpaliło wybuch, bum, czujesz delikatną miętkę w gardle, wódka wpada do żołądka, wyrazy przestają być wyrazami, a zmazami wyrazopodobnymi, Nielat ciężko pacnął na łóżko, Jego kontakt ze mną urwał się już trwale, zamoczyłem usta w mocnym Lechu, kilka głębszych chałstów, sprawiło natężenie wybuchu, tak myślę że ten ostatni musiał mnie poważnie ranić, do tego stopnia, że za cholerę nie mogę przypomnieć sobie jak bardzo, następuje trzeci bum...

Obudziły mnie telefon, dzwoniły na przemian (najczęściej wielu ciocią, babcią, nawet matką przypomina się o Tobie – kiedy śpisz), łóżko Nielata było puste, na oknach pływały stróżki deszczu, a bębniąca mrzawka w symbiozie z bólem głowy imaginowała gradobicie, nadszedł Nielat wiercił się po chałupce niczym pęcherz powietrza w butelce piwa przechylanej z lewa, do prawa, ja przysnąłem w nadziei spauperyzowania boleści okolic czaszki,gdy już na stałe zerwaliśmy się do lodówki po Tyskie, zegar puknął wskazówkę na drugą i tutaj na dobrą sprawę przejdziemy do drugiej doby wczasowo-melanżowej.

Spacer z Tyśką, aby odebrać przyjezdnych (Marka, Darię, Guńke i Przemyka ; )), był próbą zrekonstruowania wczorajszych wydarzeń, kiedy już - w lekkiej rozsypce – lecz dotarli wszyscy, należało importować z pobliskiego sklepu potężne pokłady chmielu, importerem głównym oczywiście producent z Tych, bilansując to beczka browaru na głowę i nazwałbym to długo oczekiwanym głębokim oddechem A.R.T.D.
Grill zaczął się od, no piw, no śmiechów i non-stop grającej muzyki, przyjąłem kiełbaskę i w fazie trzeciego, tudzież czwartego piwa rozpoczęliśmy festiwalu żartów, docinek, wszystko w atmosferze... o jakiej wszystkie grille na świecie mogą pomarzyć! I gdy siedzenie przy stole, lekko Nam się znudziło wyszliśmy na podbój, jak się okazuje wciąż wiejskiej drogi, nasz wypad przeszkadzał dosłownie wszystkim psom, a w szczególności jednemu, a jeszcze bardziej suce 'Gabryśce' i niby ładne imię, a prowadza się z bucami, prawdo podobnie panowie z czarnego Golfa II rocznik 85' szukali... wrażeń „Który to kurwa, no pytam?”, ale kolega buca, niewiele mniejszy buc - „Żeby to było ostatni raz”, ostudził zapał >i>kochankawszystkichpsówdrogipolnej, wsiadł ponownie i odjechał, co spotkało się raczej z uśmiechami na Naszej mordzie, nie mogłem się powstrzymać żeby przeprosić później Gabryśkę „GABRYŚKA ROBI LACHY SIALALALA”, i albo przyjęła albo ten lśniący od wbić w karoserii Golf umarł w trakcie pościgu...
Nevermind, w drodze powrotnej, zaczepiliśmy na pewniaka (bo kundelek był za siatką) jeszcze jednego futrzaka po czym chwilę później Piotr zareagował hasłem „Ciiii, on ma dziure”, zarechotałem bo to w końcu mogła być koleżanka Gabryśki – po płci, ale Nielat miał na myśli dużą szczelinę w Jego ogrodzeniu, a nie brak siusiaka, dobrze że do bramy mieliśmy parę kroków... 
Kiedy Nasz kompania psy-strasząca wróciła nie pogryziona, lekko się zwężając (niektórzy Nas opuścili), przyszedł czas, no na piwa, no na śmiechy i na non-stop puszczane 'umcy-umcy', ale przy szóstym, tudzież siódmym piwie, rozpoczęliśmy przebierkę, chłopaki zamienili się ciuchami, mnie została Daria, gdybyście widzieli jak sexy wyglądałem w tej czerwień koszulce w groszki, po czym rypnąłem mały striptiz, najwyższy czas był zajrzeć co słychać w chatce, tam pozostał ostatni Tyski, myślałem że z radości zadzwonię do matki, jak wykukałem że to mój, odstrzeliłem kapsel i myślałem: Nielat zgrywa się z tym kimaniem, że niby foch, że go nie częstuje bronksem, no trudno, szło opornie mi to przez gardło „Nielat, chcesz browar?” Na to on z głosem... dziwnie przypominającym wczorajszą zabawę z semtex em „Daj mi spoookóój”. Obok łóżka postawił sobie połówkę jego ostatniego dobijacza, nie pozwoliłem aby się zmarnował, tej nocy, po beczce piwa – tak - byłem w stanie prze prowadzić jeszcze higienę osobistą (no bo przecież nie Nielatowi ;) ), po walce z miską padłem na wersalkę i około minuty zatrzymywałem śmigło, na którym zgrywus umysł mnie usadził, lecz kiedy ono się zatrzymało, nie wiem, zasnąłem.

Zbudził mnie harmider, rzuciłem się na telefon, w sumie to on zawsze mnie wybudza, tam była ta sama sprośna tapeta, bez połączeń i nowych wiadomości, a w prawym dolnym roku, już lekko startego ekranu – 07:12 i się przeraziłem, no nic tylko bucom się przypomniało o moich nocnych powinszowaniach dla ich ladyGabriella, albo ten futrzasty wilk skumał jak Nielat pojechał mu z tą dziurą, ale nie... To tylko Marek z Darią ; ), ach ta młodzież, ile oni mają sił... ; ) żeby tak wcześnie wstać na Busa do domu : ).
Moja druga pobudka miała miejsce już z o niebo bardziej przyzwoitą godziną, o kacu mowy nie być mogło, w końcu jeszcze stało pół Tyskacza, ogarnęliśmy barłoż, zjedliśmy porządne śniadanko, zdaliśmy puste butelki, a za zwroty kupiliśmy nowe, lecz pełne, wyszło po półtora Tyskiego plus chipsy, no bo głupio tak ciągle alkohol kupować, spożyliśmy i zjedliśmy, zamknęliśmy, wyjechaliśmy.

I niby koniec taki prosty, ale tak ciężko piszę się na przemian klaszcząc temu wypadowi, myślę, że Uniejów na długo popamięta ten weekend, kiedy w te niedziele każdy z pilnujących gospodarstw azor, burek, czy gabrysia obudzi się z chrypą po całonocnym ujadaniu, i gdyby zestawić wszelkie melanże tutaj, na tej mojej działce, to chyba nie ma wątpliwości kto pierdolną koronę Splashowi 2005, lecz ja Was proszę nie osiądźmy na laurach, przed Nami dwa miesiące zasłużonego urlopu :)

Pozdrowienia dla obecnych. Szczere podziękowania.


„...dla przyjaciół z Łodzi, dla całego łódzkiego, Głowna, Grotnik...” - chujwiecoalewyjebane ;)