piątek, 13 kwietnia 2007

Zestawmy ze sobą dwie, aż dwie kwadratówki

Domówka, prywatka, impreza na kwadracie, zawsze i już na zawsze, będzie ligę, o ile nie więcej, bardziej bujającym i bardziej melanżowy modelem zabawy, wszystko trzyma się w spójnej konsystencji na przemian mieszanej ze znajomymi i nowo poznanymi, których wkrótce i tak potraktujesz jak swoich, zapamiętaj domówka jest szefem imprez.

Zestawmy ze sobą dwie, aż dwie kwadratówki, które w czasie Świąt Wielkanocy miały miejsce.

Na pierwszej gościł Nas G****i, w swojej pół-willi, 2 litry bajzlu made by Pietr's Aunt, K***r i gospodarz, cztery ławki, kubki plastik i chłodna meta, dla kontrastu w parterowym mieszkaniu A*i, mieliśmy 5 litrów bajzlu, dwa razy więcej osób, szklaneczki, płonące wiadra i najbardziej sztywne grono osób, jakie ulepić można!

Obie te imprezy miały charakterystyczny przebieg, rozpierdziel w porządku picia, jak w 0.5 metowej flaszki, każdy pił ze sobą, jedni oglądali TV, co poniektórzy zaczynali gibać, szukać zaczepki w ekipie przyjezdnych, bądź zasypiać, jedyną harmonią było widniejące denko w górze, następnie lekkie przechylanie kubka i głęboki wydech z kwaśną miną.

W przeciągu obu tych imprez, działo się tak dużo, iż z powodu tego natłoku zdarzeń w głowie zaszumiało mi do tego stopnia, że trzeba było mi wiele wydarzeń przywodzić na pamięć, po obu z nich wracałem tym samym pełznących krokiem i tak samo za każdym razem krótko cieszyłem się wódką w żołądku, aż pragnąłem ją wyrzucić – lecz ugościłem ją do uleżenia.

Po obu miałem kaca, który objawiał się piekielnie piekącym bólem głowy, piekielną suszą i pieścił myśli retrospekcjami z piekła rodem. Oba kace miały nickname 'Szatan'

Na jednej ubrałem buty - jednego kolegi, jednego swojego - na spacer, jeszcze byłem w stanie ocenić te sytuacje i wrócić z powrotem, aby wymienić obuwie, ale w stanie kiepskim byłem w chwili wysłania mamie smsa 'co Ty pije na umór, przed Nami jeszcze litr dobrej zabawy', rankiem marzyłem żeby jej refleksją po odczytaniu tej wiadomości było: „Chociaż nie wylewa za kołnież”.
Taak.
Podczas drugiej kolega, który zgubił tempo, dziś ma ksywkę 'półbrew'. I to będziemy pamiętać długo, ale to nie było śmieszne, nie. Wstyd ;-).

A.R.T.D
Jebie pantofli.
: )

„...moja krew kocha procent, te alkohole mam po nich moce jak klocek na anapolonie...” - Smark (BRDSRC)