sobota, 29 października 2005

Niby miało być ciekawie - domówka



Autorem tekstu jest nieodłączny już kompan "A.r.t.d", Kefir:

Więc za powiedział się kolejny melanżyk. Niby miało być ciekawie - domówka, cała noc... ale zabrakło mojego najwierniejszego melanżowego towarzysza, czyli właściciela tego bloga. Sam melanż należał do tych z kategorii 'siekiera'. Hektolitry alkoholu i niekoniecznie rozgarnięte towarzystwo... Do tego doszła muzyka w stylu białych rękawiczek, gwizdków i nierozłącznego okrzyku: JAAAAAAAAAAZDA! Więc jedyną rzeczą, która mnie ratowała był alkohol...

Większość towarzystwa preferowała złocisty napój połączony z pewnym zielonkawym specyfikiem. Ja jednak postawiłem na polską wódkę. Ta zadziałała szybko i mocno. Szukając swojego miejsca pośród pijanych typów oraz trzech całkiem fajnych panienek, które po spożyciu były bardzo 'obrotne', znalazłem się w sytuacji, której się najmniej spodziewałem... mianowicie wywijając dancing przy wiadomo jakiej muzyce... Później jednak zmieniłem miejsce pobytu na kanapę i na niej spędziłem najfajniejszą część tej imprezy :). Po pewnym czasie niestety nadszedł najniefajniejszy moment imprezy, mianowicie 'kiblowanie', które zajęło mi ok. 30min. :|.

Jak to zwykle bywa na domówkach, musiałem ją opuścić jako pierwszy... W domu dokończyłem 'kiblowanie' przez okno, będąc przekonanym że do toalety nie zdążę. Tyle pamiętam.

Sprzątanie pozostawiam tym co zostali na całą noc, a odpychania zapchanego kibla, który w dodatku wylał, szczerze życzę pannie, która pozostałą wódkę rano WYLAŁA!

KEFIR!


Żałuje że mnie nie było... Pozdrowienia Piotrowi, props!





"...nie ważne gdzie, ważne z kim..."- Mes

sobota, 15 października 2005

Klub Camelot


Pomyśl, masz jeden kafel na start, jest piątek wieczór, parę promocji w przykładowych pubach, uzbrojone w najlepsze alkohole na świecie. Czy myślisz że wydałbym chociaż połowę tych oszczędności? No coś Ty.

Wydałbym wszystko.

Krótka reklama, Klub Camelot. Sympatyczna atmosfera, Kefir, Ja, godzina 18:00, stanowisko przystanek, po jakieś godzince jesteśmy w wyżej wymienionym lokalu. Cóż za atmosfera, ład, spokój i na wprost wejścia - barman. Barman - mnie najmniej obchodził, ale to co było za nim na ludziach moich preferencji robi ogromne wrażenie, piękna wystawa szkła, plakietki to: tequila, brandy, Cristal itp.

Wild dogs plus strong beers, (europejsko - bo trzeba nadać temu blogowi nowoczesny charakter), taka dawka może lekko popieścić, krótko trwały luz. Czemu tak skromnie? Bo może blog można zrobić europejskawy - ale nie kur*wa mój portfel.

Pozdrowienia dla Siostry i Koleżanek.


"...czas przestać w miejscu dreptać..."- Adode

sobota, 8 października 2005

Spontan w piciu



Spontan w piciu. Organizowanie na szybko, nie wiem co to za piątek, ale wszystko szło jak po maśle...

Mam 18.45, wspólnie z kefirem, pocinamy po wódke, bez zbędnych problemów zdobywamy wymarzony trunek. Wraz z godziną 19.00, trunek fachowo odbity, płynie do kieliszków bezbarwny napój, zapełniając po maks 100 ml ich możliwosci!

Męska impreza, cicha muzyka ( nawet bez płci pięknej ). Nikogo sie nie spodziewamy. Ale organizator znany już z dziwnych reakcji, oraz układów wpuszcza, jakieś średnio znane nam osoby. Całą umowe strzela ch*j w przeciągu 25 sekund. I tu mamy czarne minuty imprezy, których kronikować nie zamierzamy.

Po rozbiciu flakonu, oraz opuszczeniu "gosci nieproszonych" wybijamy na osiedle, to finał imprezowy, mnóstwo sprintów, gdzieś przez chwile pojawia sie, Jakub. ;-)

Pozdrowienia!




"...polska wóda - to nie sake..."- Smarki Smark

sobota, 1 października 2005

I to jest sobota...



I to jest sobota na którą czekałem dwa tygodnie?! Szybko sie kończy.

Mamy sobote, dziś wiesci z długo zapowiadanej domówki, a.r.t.d na domówkach, rzadko zdarzają sie imprezy tego cyklu, czy nawet tego tytułu.Temerature podgrzewało, grono towarzyskie, miało być w pełni wyselekcjonowane, jak określić skład? Melanżowe Galakticos!

Lokal? Udzielała pewna osoba, która dość długo trzymała w niepewności, na krótko przed dniem potwierdziła wiarygodność 1 października, i przyklepała to dniem melanżu.

Wszyscy kończymy na ławce przed 18.00 z minami, że gdyby na ich zarys tworzyć wektory mielibyśmy klasyczny zygzak. Zygzak? Zygzak miał być o trzeciej w nocy, w wektorach, ale rysować miał trase do domu.

Czemu sie nie udało? PKU jak to mówią, nauczka żeby nie planować, organizować a tym bardziej kupować! Na łamach tego prostego bloga przepraszam zaproszonych przez wice-organizatora.

Szczerym 'spierdalaj' pozdrawiam udzielacza lokalu, którym wystawił wszystkich, a na piedestale mnie!




"...nie wierze w pecha, wierze w skurwysyna..." - Zkibwoy

Pamiętnik z Melanży!



Pamiętnik z Melanży!

Oto ja, ręka mordercy? Czemu? Nie wiem, może dlatego że morduje w rękach wątrobę, trzymając narzędzie zbrodni - pieprzony kielonek!




"...mówią blogi, człowiek..."