niedziela, 8 sierpnia 2010

Jest 29 kwietnia

Cześć pamiętniczku. 
Minęło chyba troszkę czasu i minęło chyba troszkę mojego talentu którego przez ten czas mógłbym szlifować, minęło tez sporo czasu przez który troszkę melanżowałem i czas troszkę chyba pominął moje poprzednie założenia.
Tak wiem, ten wstęp wygląda obiecująco i naprawdę nie chodzi mi tu o gramatyczna i składniową budowę tego zdania jak u Tolkiena, merytorycznie jak u Nabokova, a fleksyjnie jak u K… mam nadzieje, ze wierzycie w notkę pełną energii i wielki powrót. Sety, najwyższy czas się pożegnać, zwyczajnie nie mam na to czasu, spłodziłem tu najlepsze imprezy mojego życia, kilka ciekawych charakterystyk, paręnaście opisów i wstęp do mojego uzależnienia, jestem Bartek, kilka dni temu skończyłem 21 lat, pracuje, piję, nadużywam alkoholu, narkotyków, zdrady i poligamicznych relacji.

Chwile temu, gdyż moje życie jest dość szybkie, miałem urodziny, na szybko wiec postanowiłem w szybki sposób sprawić sobie i Wam prezent i maznąć na szybko notatkę o szybowaniu na pograniczu dna…
Jest 29 kwietnia, „wychodzę właśnie z pracy (tutaj moja hiphopowa dusza pragnie zarapowac jeśli to notatka pożegnalna) wsiadam do Mercedesa C klasy”, silnik posiadam jeden osiem, jak niegdyś L, przy którym płakały nastolatki, dziś płaczę tylko portfel, bo mój samochód jak ja, lubi wypić dużo. Jadę z 30 minut i za te podroż płaci mi szef, niezależnie od ochoty wskazówek obrotomierza, płaci, bo w tym co robię jestem dobry. Teraz odezwałby się głos moich kolegów, którzy choćbym bym był windykatorem z karkiem jak bochenek chleba porównają mój zawód do ‘kurwy’, bo zwyczajnie mam od nich więcej, lub nie żebrzę i nie skomle po 20 złotych jak te Prawilne Orly. Orzeł jest moim patronem, mimo ze chętnie bym olał jego dziob, bo haruje jak wół, jestem wkurwiony jak wilk i głodny pieniądza jak pies. Nieważne. Zajeżdżam pod jedyną przyjaciółkę jaką mam, reszta jest przyjacielem mojego portfela, albo samochodu, albo mieszkania, albo tego, że od czasu do czasu postawie im kiepski melanż nad który będą stawiać większość swoich 'żenadnych' zenadnychimprez – po którym rano wstanę bardziej chory od towarzystwa, niż kaca…
Odbieram piękny prezent i wracam do tych, których prawdziwych przyjaciół nie lubię mieszać, z tych którzy są JAKOS, stawiam JAKĄŚ wódkę, JAKOŚ nie liczę, ze postawia, inwestycja w nich, jest JAKOS kiedyś. Mijam przedpokój, jestem w pokoju i zaraz w kuchni, taak, mam chatę jak szejk, czekaj, czekaj, nawet nie ja mam ta chatę. Jest jak u Sokola, nie jest moje, ale czuje się wygodnie, mam trzy kroki do lodówki z łóżka, trzy kroki z łóżka do kibla, i trzy kroki z kibla do drzwi, wiec są trzy szanse, ze nie trzasnę orla, będąc kompletnie na-stukany. Dobrze, jest wciąż 29 kwietnia, aczkolwiek powoli się kończy, kończy się alkohol, kończę się ja, wiec zasilam się kolumbijskim paliwem, snnnnifff. Dzień dobry, jestem kowboj, uwielbiam Rodeo, witaj Bonanza, te dziwki chyba lubią takich jak ja. Na liczniku mam już 5 setek tego wieczoru, 5 setek wódki, 5 setek koksu i 5 biletów Narodowego Banku Polskiego wysłało mnie w podroż w kolejna niespokojna noc, wiec prawie nie śpię.
30 kwietnia budzę się a) sam, b) sam c) z dołowany jak samobójca, nie mam czasu na smutki, ruszam dziś na Uniejów to krzepi nastrój, właściwe dziś się zastanawiam, czy to Uniejów działa pokrzepiają co, czy krzepliwe substancje, które krzepione były, są i będę tam na potęgę. Nie wiem. Znam mój stosunek do narkotyków, jestem stanowczo RACZEJ na nie i tego dnia tez NIE, ale KURWA w końcu jest okazja. Jeszcze rok temu zajechałem tutaj Mercedesem, którego jak niby tfu, rozbiliśmy na latarni, takie tfu, że mam ryskę, jak stąd na Milionową, ale co ja mogę wiedzieć, o życiu na hard korze, przecież wielu z nich, traci kilka tysięcy dziennie, ja zrobiłem to raz, mnie boli, chyba nie jestem prawilny. Ale kto jest prawilny? Ten co ma i traci, czy ten co nie ma i zyskuje, na czyjeś, z czego część musi oddać, czy ten co na czyjeś bawi i już nigdy nie chce zwrócić. Mnie osobiste się zwraca, ale z żołądka, na podejście dłużnika, nie chce o tym pisać, szkoda moich opuszkom palców. Mam w sobie jad, wiec nim pluje, nie jest jadalny, wiec działkowa jadalnie witam 50ml, miałem Kosic trawę, czekaj, czekaj, najpierw kosiarka, nie… najpierw trawa, po dużych skrętach sama się skosi, zawsze się sama kosiła. Kiedy, aż od tych ‘kosiarki’ skrętów uniósł się dym, trzeba było dać odpocząć, wódeczka relaksuje najlepiej, najlepiej w dużych ilościach i najlepiej, żeby była zimna, wtedy najlepsze przed Nami. 
Gdy mój wuj, już z ciśnienia, nie mógł wytrzymać na widok darmowej wódki, zagościł i do Nas, czym chata bogata, tak wychodzę z rodzina, jak na zdjęciu, bardzo mile widziany na fotce jest Władysław i Zbyszek, najlepiej tylko, żeby ja ich do zdjęcia zaprosił. Na końcu jestem ja, właśnie odkurzam ostro z lustra, po litrze wódki w moment trzeźwieje, może dlatego to lubię, może już przegrałem, a ego nie potrafi się przyznać? Cóż jakby nie patrzeć, jestem wybitnie niedoskonały, zdarza mi się spóźnić, skłamać i często coś spierdolić, taka ze mnie pewna siebie, a w środku zagubiona duszyczka, na rozdrożu miliona dróg, z jednym pewnym rondem kręcącym się na melanżu i choć jestem pewien, że to przejściowy okres, to pewności nie ma czy nie przejdzie mi w status pewnego stania w przejściu.
Druga ścieżka. Miasto. Boski park, cokolwiek kocham w Łodzi, ma swoją przeciwną miłość w Uniejowie, to pozwala mi zachować harmonie, między tymi miastami i choć chaos to w moim życiu na tę chwilę porządek, to w tym bałaganie potrafię to jeszcze poukładać. Nie mam z dumy z tego, co robię, ale bawię się świetnie. Wolałbym się trzeźwy nie budzić, wolę nie czuć tego moralniaka, lubię go zapić, budzi mnie o 11, wujo. Niczym szwajcarski zegar działa u niego nałóg, ja się dostosuje, Żołądkowa? Zawsze marzyła mi się ruda, skoro nie może w przypadku płci, to jako zamiennik, płynem gaszę pragnienie, zapominam o moralniaku, wracam w świat, w którym niebezpiecznie wspaniale się czuję.
Jest południe, ruszyło Lato z Radiem w Jedynce, a w ekstraklasie ruszyło radio, a w nosach niemalże lato, coś na pozór pyłków, tylko już dawno skończyłem na tę alergię kichać, częściej kaszlę. Lecz wróć, nie jak pije, a piję ciągle, jest mój kuzyn. Mój kuzyn nagle zaczął sterować wiatrem na korzyść wygranej w badmintona, wszyscy Graja, ćwiczą, a w tej chwili łapię Myszki, co prawda, nie białe, RÓŻOWE, jestem tak homofoniczny, że łykam je na obiad, człowiek, jak ja już jestem wygrzany, ale żyje, latam, MELANŻ mój żywioł!
I tu bym skończył, sam dobrze wiem, że dalej mało Was to interesuje, później w takich chwilach następują kluby, w nich kible, następnie bary, aż wydam wszystko i jeszcze o poranku będę mówił, że przecież było świetnie, a jak wstanę, to skacowany stwierdzę, że już koniec, że już naprawdę, już nie mam ochoty. I… tydzień temu wróciłem, z trzy dniowego odlotu w Mielnie, a notkę zacząłem pisać… w maju. Wiec zgodnie z super-śmiesznym turniejem Majewskiego ‘Końca Nie Widać’.

Dam już spokój ostatecznie chciałem przy tym pożegnaniu poruszyć mnogość rzeczy, słowo, uraziłbym wszystkich, siebie też bym nie oszczędził, czasami jestem już wściekły nawet na siebie. Wierzę, ale to tak głęboko, jak sięga geneza tego pamiętnika, że ogrom Waszych wady, Waszych bo Wami się otacza, sprawi, że wyciągnę nauczki, wiele bym w sobie poprawił. W sumie ta cała nędzna historia, opowieść i puste klikanie sprowadza się do kilku życiowych wyborów na który mam horyzont:

Jej – zasadniczo, niby wszystko gra i gdzieś tam idzie ku dobremu, jest strasznie niezdecydowana, zaliczyła w życiu kilka nasiadówek, parę imprezy, melanże jedynie mogła widzieć, ewentualnie o nich słyszeć. Wśród rówieśników raczej średnio, za to w oczach starszych ma pełne poparcie z poklaskiem, u rówieśników niechętnych salwę gwizdu. To jej brawurowo nijakie i szare Zycie, że jedyni podziwiający, to Ci dziwiący, jak szara może okazać się egzystencja i jak do wyrzygania nudna. Weekend w weekend niby coś innego, ale jak zadziwiającą podobne i hoc tak fajne i zaskakujące, to tak nudne i oczywiste. Czy to dobra droga?

Jego – absolutny cham, splunąć w gębę, najebać dwóm, wcześniej wymieszać festiwal dragów, wymieszany z ubliżaniem znajomym od których napożyczał na dragową fiestę w bani napożyczał pieniędzy. Z zewnątrz przekonany o słuszności swoich popisów, kariera uliczna niemal szczytowa, no może poza długami, ale przecież ‘wiesz, ze oddam, daje słowo’. Jest fun, pełna swoboda i zero obowiązków, a czym będziesz coś później?

Oni – połączeni latami, przez historie burzliwe, pełne humoru i euforii, po narkotyczne i alkoholowe podróże, niemal dożywotnio połączeni, ona w poszukiwaniu stabilizacji, a on raczej libacji, lecz przecież przeciwieństwa się przyciągają, Czekaja na ogarniecie zewnętrznego chaos, bez zajęcia się wewnętrznym, ażeby najlepiej zewnętrzny ogarnął to sam, bo w końcu maja tyle spraw na Głowie, jutro, podobno u nich ma być lepsze, na pewno?

Twój – znam Cię chyba na wylot i z powrotem, niesamowicie cenię sobie tą wiedzę, a później znajomość, mogą Ci mówić co chcą, ale ja to wszystko naprawdę robiłem z sympatii, w zasadzie odnoszę wrażenie, że się pogubiłaś, poniekąd trochę się obwiniam, jednak jesteś najtrudniejszym moim psychologicznym obraz, bo pomimo pytań jakie stawiam u czwórki powyżej, miej więcej znam odpowiedzi. A Ty? Już przestałabyś być szczera, a jeśli to przynajmniej do końca, latałaś wysoko nawet ostatnio, właściwe to zawsze wyżej niż Twoi, od kacy na śmieszno, do kacy na moralnie, co dziś myślisz? Mógłbym o to zapytać prywatnie, tyle, ze ja już kurewsko zacząłem bać się odpowiedzi! Błagam o jedno, żeby Twój opis nie skończył się jak Jej, wierze jak w przyjaźń damsko-męską, a Ty?

Mój – złem dla Jej, śmieszny dla Jego, fajny kolega dla Nich, ach, jak pięknie to jest WYPOŚRODKOWANE, kochaj, albo nienawidź. Nie chce robić z siebie portretu ponad wszystkimi, wszyscy wyżej, przecież też widzą, że dobrze robią, tak tu leży JEBANY klucz, ja Was obserwuje, wciąż widzę te różnice, wciąż lawiruje po tych skrajnościach i przez to jestem tak niesamowicie zepsuty, kłamliwy, niezdecydowany i to ukojenie w tonie tych psychicznych rozterkach, dają mi tylko używki, bo już ten świat na trzeźwo jest dla mnie naprawdę nie do przyjęcia, wymieniłem portrety najbardziej mi bliskie, ale mógłbym tu pisać bez końca, jedni maja samochody, dupy i klika groszy na koncie, ale wciąż nie maja nic, a inni bez tego świat pełen rozrywki, dziewcząt i kokainy i tez nic, marność nad marnościami, wszystko marność. Mam w sobie uzależnienie i paskudny brak uczuć, kilka prostych zasad i w dodatku mentalne trwonienie pieniędzy. To jest moja ostatnia opowieść, chcesz zapytać o melanż? Ja jestem MELANŻ. Nie podołasz mu, już nie mam kompanów, tak nisko upadłem, i gdzie idzie moja ‘pewna’ droga?

'bo dziś jestem jednym z tych, przed którymi ostrzegali mnie rodzice...' - Małolat