piątek, 5 maja 2006

Inaguracyjny melanż w trasie

A.R.T.D ON TOUR '06

Zaczęło się majowo, rodzina zabiera potomstwo i wyjeżdża z dala od zgiełku, szumu ulicy, bassu nocnych klubów na zasłużony odpoczynek poza miasto, na swoją ukochaną działkę. My również ruszyliśmy w trasę, pierwszy naszemu oblężeniu padł Uniejów. A dokładnie działka właściciela tego bloga. Małe miasteczko słynące, z brudnej rzeki Warty, oraz pełnego ćpunów klubu Protektor. 
My - my to miało być mnóstwo osób, na malutki baraczek było to o jakieś osiem za dużo, mój towarzysz był naprawdę sceptyczny, a nawet przerażony frekwencją jaka miałby melanżować w tym jedno izbowym lokum, mnie jednak widział się taki scenariusz jaki ostatecznie rysuje cały wypad.

Dwie torby, jedna z boomboxem, druga z środkiem odżywczym, na ściennym zegarze w kuchni, dochodziła 10:50, a Nielata wciąż nie było. Trzeba było w końcu pozyskać jeszcze czterdziesto i siedmio procentowe napoje, których nie mogło zabraknąć. Wszystko wyszło jak trzeba, i po kwadransie mieliśmy równy litr białego Absolwenta.
PKS podjechał równie punktualnie, zajęliśmy jego końcowe siedzenia. A gdzieś koło godziny trzynastej pchnęliśmy zieloną bramę otwierającą Inaguracyjny Melanż w Trasie.
Do samego wieczora akcje porządkowe, trochę basket, trochę centrum miasteczka, małe zakupy po siedmio-procentowe napoje butelkowane, nieustannie grała muzyka.
Po wspólnym grillu, nadszedł czas na konsumpcje procentową, piliśmy od 19:00, do... sam nie wiem której. Po godzinie (myślę) 23.00, moje jak i Nieletniego retrospekcje to jakiś maz, zlew kolorów, brak konkretów, tak chyba wytrwaliśmy do północy, tego nikt nie może stwierdzić, nikt nie może opisać, a nawet nam opowiedzieć.

Najgorszy był poranek, wódki z ostatniej połówki zostało około 1/3 całości (to jedyne z oficjalnych doniesień poprzedniej nocy), teraz chowaj ją, kiedy ciężko Ci na nią spojrzeć, myj kieliszki, które przyprawiają Cię o torsje. To był horror, serio. Przykro to mówić ale legendą tego wypadu, pozostanie ten kac, potwór, okrutnik, terrorysta. Tempo które nie słabło i całonocne dudnienie z głośników. 
Ciężki melanż.


"...mam straszną dziure, po tych weekend'owych opcjach..." - Emrat