niedziela, 18 maja 2008

Koniec szkoły

Minęło naprawdę w chuj czasu odkąd zebrałem wreszcie czas, żeby zapisać tutaj chwilkę, prysnęło sporo imprez, ogółem i tych lepszy i tych gorszych, pisząc lepszych myślę o Studniówce - to przecież klasyk, ale ją mogę zobaczyć i raczej nie widzę potrzeby, żeby ją kronikować, w międzyczasie lata pokończyli ludzie z najbliższego grona, im najlepszego, a najlepsze zawsze zostaje na koniec, i końcem końców, końcówka czegoś musi być koniecznie opisana.

Miałem urodziny, tak to prawda, pierdolnęło mi 19 lat, osiemnastkę podsumowałem dość skrupulatnie, ale tutaj uważam, że za specjalnie nie mam czego podsumowywać, jestem bogatszy o doświadczenie w paru używkach, raczej ani trochę nie dorosłem, a tym bardziej nie zmądrzałem. Ale przecież to nie koniec 18 lat świętowaliśmy, zakończyliśmy liceum, przed Nami jeszcze matura i najdłuższe wakacje, no takie wydarzenie to koniecznie trzeba było ochlać - 4 litrami wódki. Przepalanka zwyczajna i około 15 osób zebrało się (podziękowania dla Joanny) u Asi na kwadracie, każdy zajął jakieś miejsca przy stole i rozpoczęła się libacja, 'Blondyny' dają na całego, ogólnie non-stop żarty, na przemian z kolejkami, ale wódka szła raczej opornie. Niewiele udało się jej wypić, około 2 litrów, trudno mi dzisiaj powiedzieć, ale cała ekipa maturzystów wybyła podbić Elektrownie.

Elektrownia - to chyba drugi w Łodzi - klub z selekcją, jeszcze do niedawna Heaven prowadziło jako-taką selekcje, ale tak, prowadziło. Tutaj każdy mężczyzna miał popularne cwaniaki. Klub jest o dwóch kondygnacjach, na pierwszej szatnia i jakaś mała salka, a druga to główna ze strefą VIP na oryginalnym balkonie, na wprost oszklonej strefy vipowskiej jest balkon dla mniej zamożnych imprezowiczów, pod Nim mieści się pudło djskie, a oczami disc-jokeya: po lewo mamy bar i - analogicznie do balkonów - po prawo również. Lokal wyższej klasy, ale impreza dość typowa, a za och, niezłe pieniądze raczej przeciętna.

Impreza rozpoczyna się bardzo powoli, na początku nie dzieję się nic, parkiet jest pusty, a siedzenia pełne, ale nadajemy tempa, że dziewcząt było licznie, to rozkręcają resztę siedzących. Dopiero o północy, impreza staje się dopiero imprezą, ciągle z Markiem popijamy kamikaze i nakręcamy się odpowiednio, krążymy po klubie w wiadomych celach. Zapominam o grupie, tam też było gorąco, w pierwszej kolejności moja ukochana Karolinka świetnie bawi się z Leśkiem, taak, ale szczegóły są ocenzurowane, a reszta gromadki prowadzi całkowity melanż, poza Jeżykiem - gdzieś zniknął, Marek włączył się paląc fajki na przemian z Ewunią i Bąbką, Agnieszka szaleje z 'tancerzem z Buenos', Maryśka, Sandra i Żabka cykają foty i obtańcują każdego w grupce, ja skoncentrowałem się najpierw na barze, z co najmniej dwóch powodów, ale też tańcowałem, może trochę za rzadko w grupie, ale tam było wystarczająco wesoło. Pęka trzecie kamikaze z Markiem, pod które podpisuję się Lesiek, ale on tej nocy nie ma czasu na męskie pogawędki, a także i nie chlanie i nie panienki mu w głowie, on miał po prostu swoje sprawy. Melanż jak każdy, a wychodzimy przed czwartą, nie jestem śmiertelnie pijany, w kurtce trzymam piękne cygaro, za które CAŁEJ gromadce maturzystów dziękuję i za chuja go nie wypalę ; ) 

Koniec szkoły, zleciało to wszystko bardzo szybko, już raczej nigdy nie usiądziemy zestresowani w tych ławkach, pewnie też nie usłyszymy żadnego hałasu z sektora 'Blondyn', nastał też koniec żartów na stołówce, nawet tej długiej przerwy już nie będzie, nie będzie potrzeby żeby Lesiek wybronił klasę na historii, Jeżu już nigdy nie obrazi nauczyciela tej szkoły, Marek nie będzie buczał w przodzie sali, ze strony Samuela raczej nic Nam nie grozi (chociaż nie wiadomo tego NIGDY) no i nawet Kopeć przestanie mi ubliżać. Mnóstwo wspomnień będzie nie do odświeżenia, a było ich multum, przecież za melanż w Karwi nie oddałbym żadnej imprezy, nie ma stawki ponad lipiec 2005, nie wiem jak Groszka, ale to moje best-hooliday! Byliśmy zgranym zespołem trybików i mimo niekiedy zgrzytów wszystko trybiło w należytym porządku, dziś każdy trybik gdzieś tam obrał inny zespół, w jednym zespole już nigdy nie zatrybimy. Zostanie kilka fotek, sekundowe kadry z trzech lat wypasionej komedii, ja pierdolę, jak ja będę za tym tęsknił...

PS. Bym zapomniał podziękować MOJEJ UKOCHANEJ KAROLINCE za koszulę, jest KLASYCZNA, klasycznie ZAJEBISTA i chuj nie ma lepszych NIKT ; )