piątek, 23 czerwca 2006

Still on tour

Ewidentnie, ewidentnie, to jeden z bardziej roześmianych melanży w trasie, gdyby każdy melanż, można byłoby za rejestrować na przykładowym nośniku, prowadzenia takiego bloga miałoby charakter mulit medialny.

Bus mijał kolejną gęstwinę lasów i pól, a ja ospały, w dość kurczowej pozycji pod nogami miałem magazyn wczorajszej nocy (-”na chuj brałeś te śmieci?”), oraz niewielki bagaż podróżny. Za mną po lewej stronie siedział Nielat z Markiem, obok dwóch nieznajomych studentek, busik pełen był ludzi. Słuch pierwszych głośnych char chów i odgłosów wymiocin, przypomniał mi ubiegłą noc, biedni ludzie, zmuszeni słuchać tych wszystkich odchyleń.

Ten odgłosów kaszlu to nikt inny jak Nielat gdzieś koło 23.00 na tarsie puszczony z dyktafonu w Markowym Sony Ericssonie, pamiętam na stole stało ledwo ponad 0,7 z litra białego Absolwenta, a nasza trzy-osobowa paczka, właśnie szykowała się w centrum.
Nasz autokar właśnie zjechał na przystanek, kiedy to usłyszałem znajomy głos (-”kupiłem se Ładę...”), to już byłem ja (w co ciężko mi uwierzyć), gdzieś koło trzeciej, z joystickiem w ręku pocinający w Pegazusa, na mniejszym stoliku stało nieco ponad 0,5 z litra białego Absolwenta i zielony Lech.
Sony Ericsson, wydukał hasło wieczoru (-”uśmiechnij się, jesteś w ukrytym bananie”), to już sam Nielat o 4.00, kiedy to robił sobie pisuar z jednego z krzaczków, do dziś zastanawiamy się co Nielat chciał przez to powiedzieć...?

W zielonawym foliowym worku, zalegało pięć szklanych butelek, kieliszek, parę papierków, całość zaraz po wysiadce przekazałem Nielatowi. A po wejściu do domu, za chwilę poszedłem spać.

Do przeczytania na początku września! Still on tour, a.r.t.d.