niedziela, 28 stycznia 2007

Impreza 8nastkowa, Justiny, Pitusia, Werki i Zdeptanej

To niezły start tego 2007, bo melanż gonił melanż. Najwyższy czas to udokumentować, zredagować, zapisać. Notuję to z perspektywy czasu, z braku czas, bo czasu mało na perspektywy ważniejsze niż formularz tego bloga, pewnie macie to samo, zrozumiecie.
Jakoś pierwszego piątku stycznia, jechaliśmy tramwajem chwilę po ataku zimy, temperaturą, wspominam mroźny wieczór, chwilę później oszklony budynek SilverScreenu rozsunął szklane drzwi i wbiegliśmy zdyszani z Groszkiem odebrać rezerwacje, na Piłę z trzema ząbkami na billboardzie. Na seansie był hard core, sprzedający popcorn i colę, to nieźli jajcarze, poluzowali Nam wieczko 0.7 colawki, wkrzułem się i celowo wylałem te colę podczas seansu, wiecie taka wkrętka, złośliwość, za złośliwość ;-).W najbardziej makabrycznych momentach tego horroru wszech czasów, byliśmy nagłosniejszą ekipą na sali, taka branża.
Nim drugi raz minęliśmy oszklone rozsuwalne wrota Srebrnych Ekranów, ruszyliśmy do czarnego jednego ekranu, który na projekcje Piły z dwoma ząbkami jeszcze czeka, jednak nie seans był tam ważny, ale szkło, nasze kobiety no i hardcore vibes.
Kino Cytryna, klasyczna jedna sala ekranowa, bar, kilka kanap w przedsionku, stoliki, pomysł oryginalny jak na imprezę 8nastkową, Justiny, Pitusia, Werki i Zdeptanej, kokainy, seksu i gotówki, żartuję, wszystkiego wymarzonego! : )
Moje życiowe doświadczenie, poznało przysłowie - wytrwać do końca i trzymać fason - brzmi ładnie, ale w moich ustach mało praktycznie i nie przekonywująco. Ze szkłem 7 setek mieszczącego Absolwentauporaliśmy się błyskawicznie, wódka tak dobrze wchodzi kiedy na kolanach gości się swój Skarb, a jeszcze łatwiej gdy toastuje się za miłość. Po głębszych nietrudno mnie namówić na taniec, ale jeszcze łatwiej namówić mnie na Tyskie. Może gdyby dj'ką, przez całą noc zajmował się Groszek tańczyłbym częściej, ale Groszka szybko spłoszyli, no to wyszliśmy - odprowadzić Miłości, konwój Ewelinek miał miejsce na związku dwóch dni 5 i 6 stycznia.
“Ja nie idę” - postanowił Tomasz, i pomknął Kościuszki w głąb Bałut, w N1 z którego chwilę później wysiadłem, autobus odjeżdżając wyraźnie odsłonił mi godło - Kino Cytryna.
Moje drugie podejście, jest pozbawione szczegółów, ale pełne wrażeń, jednak wszystko sprowadza się do wódki, Tyskiego i wyczekiwania na hardcorevibes, dobra to nie pierwszy melanż gdzie wygrały procenty, znowu mnie powaliły i gdyby nie Nielat z Markiem, wątpię żebym wstał, o chodzeniu nie wspominając, trwale usuwałem wódę z organizmu na niebieskawą wykładzinę, ale usta płukałem Tyskaczem, w tej pełnej cieczowej-paranoi wyniesiono mnie z kina, nim zasmakowałem hardcorevibes.
Śmiało mogę się pochwalić, nikt nie wyglądał tak jak ja, jeszcze w kinie, później w autobusie, ale nie to że jestem z siebie dumny, okropnie się wstydzę swej nieprzemyśanlej pazerności na niepokonane procenty, na gorzki smak wódki i wykwintny aromat Tyskiego Gronie, wstyd kolego, ot co.

Ewelince za wieczór, seans i wyrozumiałość, to już połówka, która ma 100% miłości :******
Groszkowym duecie - za towarzystwo, nie zastąpione.
Markowi, za to że najpierw upił, a później odprowadził, złoty chłopak.
Nielatowi, ze pomoc Markowi.


"...szósty zmysł, ha, i nic z tym nie zrobisz..." - LaikIke1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz