niedziela, 20 listopada 2005

Soda Bar


To są te soboty.

Sporo nas jakaś dycha na starcie, pomijam fakty dezorganizacji, ale jakoś sie odnaleźliśmy. Spontanicznie przed przejazdem, rozgrzewka - tutaj kolejny dowód dezorganizacji - skazany na soft drinki. Bo towarzystwo "wódkiniepijące", sofcik na prędko, godzina 20.00, tramwaj lini 8.

No ale w środku komunikacji miejskiej trafiamy na "znajomych", nowo poznanych przyszłych klubowiczów. Widocznie grono płci pięknej rozochociło ich do dalszej zabawy.

Klub? Sam klub miał dwie sceny, jedną malutką, zaś drugą bardzo pakowną. Podział muzyczny było dość drastyczny: malutka izdebka (tj. ) dudniła klasycznym klubingiem, śmierdziała papierosami i pachniała seksem, z koleji pakowna sala (Funaberia 2) tworzyła hermetyczne środowisko (gdzieś do 21.30) "zchilloutowanychreageemanów", później wszystko sie wymieszało i o selekcji można było zapomnieć, vida muzyki ragga, reagee, momentami remixy popowo - rapowe. Ogólnie ten podział stanowił dość barwne ubarwienie imprezy gdyż na monotonie clubbingu sie nie narzekało.

Punkt kulminacyjny nastąpił w przedziale 22.00 - 24.00, wtedy oto "zaklubowałem sie na śmierć", i przeszedłem do ściemniaczej ofensywy, pod tym względem trzeba było zanurzyć sie w smrodzie papierosów i zapachu seksu - w Soda Barze. Tutaj kandydatek nie brakowało, nie będe tu tego uzewnętrzniał tylko pozdrawiam Kamile.

Finish, na piętrze pousypiane panny, powoli konający zawodnicy, klub pustoszeje. Dobra, dezorganizacja x3.
W samym autobusie senność buchneła wraz z otwarciem drzwi. Podróż zajeła nie wiele. Ale impreza kończy się dziś.

Trzeba odonotować fakt że byłem jedynym delgatem A.r.t.d. Szkoda.



"...klub na miescie, 5 stów na wejscie, 5 sztuk na seks, więc: polej, przechyl, powtórz..."- Finker

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz