niedziela, 27 listopada 2005

Double friday party


Musze przyznać że jestem sympatykiem imprez w piątek. Z kilku przyczyn: bywają bardzej spontaniczne, relaksujące, a w końcu - ma sie po nich jeszcze dwa dni weekendu.

To był "double friday party"Minidomówka, oraz połowinki XV LO w klubie Lokomotywa.

Mój srebrny Fuji, właśnie wskazał na godzine 18:00, tak na marginesie to według moich statystyk najcześciej o szóstej wyruszamy w teren, wtedy to oddajemy sie pod opieke kapryśnej i ekstremalnej porze dnia jaką jest noc.

Jako pierwsze w rozkładówce mamy - Imieniny Katarzyny. Bogato zapełniony stół, mnóstwo kobiet, znajomych i alkoholu. Przyszło Nam tam zabalować około godziny, później odbieram Kefira który miał pare problemów technicznych.

W sumie ujemnym czynnikiem była podróż, była dość "chaotyczna". To troche stresujące bładzić po obcym terenie w poszukiwaniu ulicy Wólczańskiej, nie wspominając o "renomie" dzielnicy jaką łodzkie Śródmiescie może sie poszczycić.

Klubik, tak to dobre określenie, więc klubik Lokomotywa, to bardzo klaustrofobiczne jak na kluby przystało - miejsce. Przy największym natężeniu muzycznym było jak w saunie. Jak przystało na sztab głowny tego skromnego bloga, ja oraz mój towarzysz zasiedliśmy przy barze. Było wściekle, ale i też słodko, bo mój alkoholowy sojusznik skorzytał z dobroci zwanej Białą Lokomotywą (krótki słownik drinkowy [KSD]: 25 ml Kahuli + 25 ml Wódki + 75 ml mleka, zshakerowane, przyozdobione bitą śmietanką). Dj pokazał poziom między 22:00 a 00:00. Wtedy oto wraz z solenizantką oraz resztą "ex-gosci imieninowych" wpadamy w wir clubbingu, wtedy to Kefir rozszałał sie przy niejakim "Would You Feel", wtedy to oto pomnkneło mnóstwo klasyków, wtedy oto cała sale była jednym skaczącym tłumem proszącym o spotegowanie hałasu, wtedy był punkt kulminacyjny, wtedy oto w tej dużej saunie wypociłem sie jak mały wieprz, szarpiący sie przy wyrzynaniu.

Ile emocji, ile zdarzeń, ile pisania. Wspomne o prymitywizmie "szatni". O brutalności bramkarzy [!]. Tajemniczej histori soft drina. Tej panny wywijającej przy słupie. I tych pannach na które po 10 wściekłych jeszcze miałbym problemy spojrzeć.

Ale tego że impreza mimo wszystko udała sie nie śmiem podważyć. Głownie za sprawą osób towarzyszących, dzieki którym prawie do końca nie było nudno.


"...jak nie z tą to z tamtą..."- Mes

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz