sobota, 24 marca 2007

Magdzie i Kasi, bo to ich osiemnastkowa impreza

Od ostatniego czasu, coraz częściej, więcej i bardziej obficie zakrapiamy Nasze melanże, a powrót ze sztywnym, niczym niezmąconym spojrzeniem za okno na ulice miasta, wydaje się taki nudny, wydawało się, że i tegorekolekcyjnego poniedziałku, alkoholowych atrakcji zabraknie i tak jak bardzo marzyłem się zdziwić, tak we wtorkowy poranek byłem jak najbardziej zaskoczony.

21.na wysokości Stokrotki przy Kościuszki, Kasia, później Karolina, a na końcu Ja niosący duży 1.5L szampan, oblizywałem się na jego widok, chwilę później z udawaną radością pozbywałem się go, na korzyść jubilatek Magdy i Kasi, bo to ich osiemnastkowa impreza.

Funaberia – wygląda fantastycznie, mistrzowsko oświetlona, otoczona wypodestowanymi miejscami siedzącymi, których jest naprawdę mnóstwo, wszystko w drewnie, z czerwonymi aplikacjami na barze, kanapach, listwach i fotelach, całość prezentuje klub z wyższej półki.

Dwie szklanki, z lekko malinową cieczą, na szklance etykieta Tyskie, rozglądamy się zabłąkanym wzrokiem, a na dość mało pakownym parkiecie pojawiają się kolejne pary taneczne, wciąż siedzimy, szklanki napełniają się na nowo, a ja masowo opróżniam chipsy z miseczek i kiedy światła lekko się przyćmiły i zewsząd ktoś częstował mnie piwem, miałem nieodpartą chęć napić się najczystszej bez gazowej jaką serwują w barze opojemności 50 ml, wiedziałem kto nie odmówi mi towarzystwa jak i pomocy, przy zbieraniu funduszy – Karolinka, od 15 minut, lekko wstawiona pasjonatka zimnych pięć dziesiątek, po 5 minutach stoimy przed barmanem, on zaś postawił piękne wysokie szkło i... trzask! Pod browarek, po drugi browarek, a za drugim pędzi trzeci i wybiła północ.
A za rogiem, tuż za moim plecami, był widok raju, całą długość baru pokrywały kubki pełne szampana, każdy grzecznie po kubeczku, tylko my z Karolinką, za nieobecnych po pięć i trzask, trzask, duszkiem, a wtem po szampanie zaczął się problem, to w sumie zagadka dla mnie jak znalazłem się w tym damskim klopie, pilnując złego samo poczucia Karoliny, tak na dobrą sprawę, do końca nie wiemy, czy mogliśmy się struć ( ;) ), za Karolinką godzinkę później na tej kiblowej imprezce i mnie coś zmogło, komentarz do naszego zachowania wystawiła jakaś bardziej nieznana Nam delikwentka - „Ale syf!”, no nie wiem, jakoś dziwnie wyleciało mi to z pamięci, wychodząc próbowaliśmy ukryć że nic się nie stało, pomimo faktu że Nasze ryjki kolor miały bliski kremowym kafelkom łazienki, a i szliśmy mało pewnym krokiem, Kasia służyła Nam ratunkiem, kręciła się wokół Naszych kurtek, a mnie zachciało się śpiewać, więc ja śpiewam, Karolinka wścieka się z braku kurtki, a Kasia flirtuje z dwójką znajomych. „Chce moją kurtkę i idziemy” - Karoliny decyzje były teraz rangi zwierzchniej, jak zaszliśmy na przystanek ciężko mi sobie przypomnieć, wiem że tam Karolinka miała kryzys samo poczucia, niebawem podjechał autobus...
Zjeliśmy grzecznie czwórki, usiadaliśmy i ja osobiście widząc skaczącą głowę Karolinki i uważne spojrzenia Kasi, czy aby Nasze samo poczucie się nie pogarsza, pozwoliłem sobie na chwilkę relaksu, obudziły mnie ostre rzucania na prawo, pierwsze ładogne udało mi się wytrzymać, przy drugim przełknięcie śliny zaczęło stanowić mały problem, przy trzecim nabrałem głębokiego wdechu usłyszałem monolog Kasi i Karoliny i poszedłem śladem drugiej, odsunąłem delikatnie nogi na bok i blach, kilka sekund później wisieliśmy na barierce wiaduktu, rozdzieleni przez Kasię, dalej ciężko mi powiedzieć jak wyglądała nasza droga powrotna. Ale wiem że w każdym mieszkaniu było przezabawnie ;).

Całunków masa dla dwóch najwierniejszych towarzyszek!
No i szampanowi, za serie wrażeń! ; )


"...jak nie masz hajsu na zbyt, to co? To się hajs pożycza, pożycza od znajomych na tak zwany przypał..." - ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz