czwartek, 15 listopada 2007

Wycieczka do Warszawy

Minęło trochę czasu i trochę wódy się przelało w międzyczasie, ale nie były to rozlewiska na tyle istotne żeby sporządzać notki, ten pamiętnik nie może być takim wolnym spisem swojsko błahych najebek, gdyż straci fason, klasę, a na końcu nieschematyczny charakter. Muszę dbać o Jego kondycje merytoryczną, jak cotygodniowe uzupełnianie promili.

Pewnego zimnego październikowego dnia staliśmy w wąskim kółku z Groszkiem i Jeżem w szwajcarskiej synchronizacji przechylaliśmy setkę Żurawinówki, było niewiele po siódmej, zabrzmi to dziwnie, ale siódmej rano, połowa Polaków jeszcze dobrze się nie przebudziła, a Nasza trójka miała już rausz, wycieczka do Warszawy zapowiadała się fantastycznie!
Główną atrakcją ja tak dziś myślę nie był ani Sejm, ani stadion Legii, a nawet czas wolny na Starówce, główną atrakcją był autokar i to co działo się podczas podróży, razem z Tomkiem zajęliśmy komfortowe miejsca przed Nami siedziało dwóch towarzyszy, którzy także na trzeźwo w autokarze nie potrafili usiedzieć, oni jednak byli w poważniejszej opcji 0.7 Wyborowej, zrobiliśmy ją w czwórkę, oraz w kwadrans, no i zaczęły się problemy... z pęcherzem. Z pięć razy postulowaliśmy o postój, waląc w siedzenie, wołając, drąc się, chodząc, i kiedy już ledwie się ruszaliśmy, niespodziewanie pojawił się postój, sikałem dobre półtorej minuty, po czym kupiłem wódę na stacji, jednak marny z Niej użytek, Warszawa była blisko rypnęliśmy po miarce z nowej butli i już trzeba było wysiadać.
Poza Sejmem, to Warszawa ma chujowe kebaby, drogie piwa i poza tym niewiele do za proponowania, moje myśli po brzdylnięciu browara krążyły wokół wódeczki grzejącej się w plecaku, w drodze powrotnej wódkę rozpracowaliśmy na pół z Tomaszem, ale to było mało, na najbliższym postoju rypnęliśmy po dwa Królewskie, w międzyczasie w autokarze trwał melanż z rozróbą, fruwały zagłówki, osobiście urwałem młotek, a koledzy przed Nami rozdarli fotel, zapłonęły pierwsze fajki na końcu autokaru, 'kurwy' i 'chuje' sypały się przez cały autobus, wesoły autobus pruł przez Łodzi niczym Groszek zagłówki, wreszcie poczułem alkohol we krwi, ale akurat tuż po wysiadce, należało się dobić, przy ostatnim Carlsbergu towarzyszył Tomasz.

Ogółem represje za wycieczkę dosięgnęły niemalże wszystkich w mniejszym, lub większym stopniu, Warszawa fajna, ale to autokar okazał się motywem przewodnim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz